W dzisiejszych czasach aparat fotograficzny stał się nieodłącznym rekwizytem towarzyszącym nam w codziennym życiu. Fotografujemy wszystko i wszędzie. Większość popularnych ilustrowanych tygodników redagowanych jest wg jednego szablonu: opublikować dużą ilość kolorowych fotografii między które wciska się kilkanaście zdań, niejednokrotnie merytorycznie całkowicie niespójnych z zamieszczonymi ilustracjami. W większości wypadków fotografie są z punktu technicznego bez zarzutu – czego nie udało się prawidłowo uchwycić na zdjęciu jest wyciągnięte w Photoshopie, a w skrajnych przypadkach niektóre elementy na zdjęciach są usunięte lub co gorsze dokomponowane do wyjściowej fotografii. Taki “photoshopowy” obraz atakuje nas ze wszystkich stron, utrwala w większości umysłów przekonanie jak powinna wyglądać każda fotografia.
bezduszna Photoshopowa rzeczywistość
Wędrując po różnych portalach fotograficznych, na których bardzo wielu młodych ludzi prezentuje swoje fotografie dają się zaobserwować takie tendencje. Szczególnie widoczne jest to w komentarzach, które z założenia mają służyć do dzielenia się swoimi doświadczeniami, udzielania mniej doświadczonym użytkownikom rad czy sugestii, gdzie konstruktywna krytyka ma służyć podnoszeniu umiejętności. Z drugiej strony na portalach fotograficznych tworzą się rywalizujące ze sobą klany “nikoniarzy”, “canonowców”, “soniaków” itp., dla których najważniejsza stała się techniczna perfekcja, a nie treść zdjęcia. Dla tych osób fotografia to przepalone światła, niedoświetlone cienie, słaba ostrość, kiepska rozdzielczość, winietowanie, histogramy, balanse bieli, mocne punkty itp. Nie starcza już miejsca na ukryte w fotografii emocje, nastrój, historię zapisaną pomiędzy pojedynczymi pikselami. Pomijając fotografów zawodowych, którzy pracując na konkretne zlecenie muszą osiągnąć z góry określony efekt, każdy fotografujący sięga po aparat na skutek impulsu, emocji podpowiadających mu, że teraz jest ten moment, który warto uchwycić na zdjęciu. Składa się na to specyficzne dla danej chwili oświetlenie, nasz psychiczny nastrój, jak i bodźce zewnętrzne, których fotografia nie jest w stanie zarejestrować.
Wyobraźmy sobie osobę lubiącą górskie wędrówki, która mozolnie turystycznym szlakiem wspina się na szczyt, gdzie rozpościera się przepiękna panorama. Po wielogodzinnej wspinaczce staje na szczycie, rozgląda się, zdejmuje ciężki plecak, który przez wiele godzin wrzynał się w ramiona i przygniatał do ziemi, drżącymi ze zmęczenia rękoma wyjmuje aparat aby uchwycić na pamiątkę ten niesamowity widok, by później w zaciszu domowym pokazać wykonane zdjęcie i opowiedzieć jak tam było pięknie, jak trudna była wspinaczka, na jakiej cudownej planecie żyjemy… ach, jaka szkoda, że nie mogliście być razem ze mną. Owe zdjęcie zamieszczone zostaje w Internecie i pojawia się pod nim kilkanaście komentarzy typu, że słońce umieściłbym po lewej stronie kadru, cienie są za niebieskie, a wyrastające na skalistym zboczu krzewinki psują kompozycję.
Na jednym z portali widziałem fantastyczne zdjęcie zrobione gdzieś prawdopodobnie na Bliskim Wschodzie. Fotografia przedstawiała starszego mężczyznę siedzącego na kamiennych schodach. Odziany był w starą, powycieraną koszulę i w podobnym do koszuli stanie zakurzone spodnie, na stopach miał ubrane buty sportowe m-ki Adidas. Pod zdjęciem zamieszczonych kilka komentarzy mówiących, że Adidasy nie pasują do kompozycji zdjęcia. Nikogo nie interesuje fakt, że w dzisiejszym cywilizowanym świecie tak żyją ludzie w niektórych regionach świata. Może należało w Photoshopie dokleić stopy odziane w sandały. Wtedy całość tworzyłaby ładną egzotyczną kompozycję wartą wykonania dużego powiększenia i zawieszenia na ścianie w salonie.
Przykładów takich można podawać wiele. We mnie natomiast budzi się smutna refleksja, że współczesna fotografia staje się coraz bardziej bezduszna, coraz rzadziej towarzyszy jej pewnego rodzaju magia, niosąca ze sobą tajemniczość, delikatność, emocje i uczucia. We współczesnym świecie tacy legendarni fotograficy jak Jan Bułhak, Witold Dederko, Włodzimierz Puchalski i wielu innych nie mieli by najmniejszych szans na zaistnienie ze swoją twórczością.
Doskonale pamiętam moment zakupu pierwszego aparatu fotograficznego ( z perspektywy czasu jakże prymitywnego urządzenia ) i moje początki samodzielnego wywoływania zdjęć. Były to naprawdę magiczne chwile.
Po wykonaniu pierwszych fotografii przyszła kolej na wywołanie filmu. Zamknięty w zupełnej ciemności przełożyłem film z aparatu do koreksu. I tu pierwsze zaskakujące doznania – w zupełnej ciemności, kiedy oczy nic nie widzą, jakże wyostrzają się wszystkie pozostałe zmysły. Z łatwością po omacku odnajduje się wszystkie wcześniej rozłożone przedmioty, palce dłoni sprawnie rozpoznają kształty, wyczuwają najdrobniejsze szczegóły, tak że odpowiednie odcięcie końcówki wkładanego do koreksu filmu nie sprawia najmniejszych trudności. Po zamknięciu puszki koreksu można już śmiało zapalić światło i dalsze czynności wykonywać przy świetle dziennym.
Przygotowane wcześniej odczynniki chemiczne wlewa się po kolei do koreksu i odmierzając czasy poszczególnych etapów, ciągle delikatnie obracając szpulę wywołuje się film. Najpierw wywoływacz, potem przerywacz, utrwalacz i płukanie końcowe. Po trwającym około 45 minut wywoływaniu można już przy świetle dziennym wyjąć z koreksu film. I tu kolejne przeżycia… co z naszego pstrykania wyszło – na obślizgłej, mokrej taśmie można po raz pierwszy zobaczyć efekty fotografowania. Wszystko trzeba robić bardzo delikatnie, bo namoknięta warstwa emulsji fotograficznej łatwo może ulec uszkodzeniu. Mały negatywowy obraz pozwala pobieżnie zorientować się czy film został prawidłowo naświetlony, czy dobrze wykonaliśmy proces wywoływania, czy może jeszcze trzeba coś skorygować stosując dodatkowe procesy chemiczne. Samych detali obrazu fotograficznego jeszcze nie widać.
Po wysuszeniu filmu przechodzimy do dalszych czynności, czyli do uzyskania obrazu pozytywowego. Już nie trzeba przesiadywać w ciemności, wszystkie czynności możemy wykonywać w oliwkowym lub czerwonym świetle. Papier fotograficzny ułożony na maskownicy powiększalnika naświetlamy światłem żarówki fotograficznej, po czym przenosimy go do wywoływacza, gdzie delikatnie poruszając nim oczekujemy na pojawienie się pierwszych najmocniej naświetlonych detali. Początkowo nic się nie dzieje i nagle, stopniowo ciemniejąc pojawiają się … W przypadku portretu są to oczy osoby fotografowanej, które nieruchomo wpatrują się w nas, jakby pragnęły nas zahipnotyzować, a następnie stopniowo pokazują się pozostałe słabiej naświetlone detale uzupełniające cały obraz. Po wywołaniu odbitki wykonujemy pozostałe czynności, czyli utrwalanie, płukanie, suszenie i oprawianie lub wklejanie do albumu gotowego zdjęcia, by cieszyć się nim, co jakiś czas przeglądając i przywołując wspomnienia dawno zatrzymanych chwil.
Dzisiaj opisany pokrótce proces wywoływania zdjęcia przechodzi w zapomnienie. Producenci cyfrowych aparatów fotograficznych dają nam do ręki precyzyjne działające miniaturowe urządzenia wyposażone w szybkie procesory, które w ułamku sekundy, tuż po naciśnięciu spustu migawki pozwalają obejrzeć efekt. Jest to wygodne, szybkie i kolorowe, ale trochę pozbawiono nas magii, odebrano część emocji towarzyszących powstawaniu fotografii. Czy za parę lat będziemy mogli wspomnieć jak powstawało pierwsze zrobione przez nas zdjęcie? Ja do ostatnich chwil będę pamiętał to magiczne, hipnotyzujące spojrzenie, które pozostawiło swoje piętno na całe moje życie.
Nasz naturalny satelita porusza się po orbicie, która nie jest idealnym okręgiem lecz elipsą o mimośrodzie 0,0554. To powoduje, że odległość Srebrnego Globu od Ziemi zmienia się od 363 104 kilometrów w perygeum (najbliższy punkt orbity) do 405 696 kilometrów w apogeum (najdalszy punkt orbity).
Pełnia, która wypadła 19 marca o godz. 19.10, prawie idealnie pokrywa się z minimalną odległością Księżyca od Ziemi, bo moment ten przypada o godz. 20.10 naszego czasu, a więc równo godzinę po pełni. Podobny układ miał miejsce 18 lat temu (w grudniu 2009r).
Kiedy przeczytałem o tym i spojrzałem na kalendarz (19-ty przypada w weekend) poczułem nieodpartą chęć wykonania fotografii Księżyca w pełnej krasie – ostatecznie taka okazja dla mnie już się zapewne nie powtórzy . W tygodniu poprzedzającym pełnię poczyniłem stosowne przygotowania – solidny statyw, obiektyw o ogniskowej 500mm połączony z dwukrotnym konwerterem, co w sumie daje ogniskową 1000mm. Taki zestaw w połączeniu z moim Olympusem tworzy już niezły “teleskop”. Do połączenia obiektywu z konwerterem musiałem się zaopatrzyć w specjalny pierścień adaptacyjny, co okazało się nie lada wyzwaniem, ale udało się. Pozostało tylko czekać na weekend i pełnię.
W sobotni ranek po przebudzeniu podszedłem do okna i ujrzałem na niebie ciemno stalowe chmury zwiastujące chyba długotrwałe opady. Jednak wiatr był moim sprzymierzeńcem i około południa już przebijało się słońce i zrobił się ładny wiosenny dzień (chociaż z powodu lodowatego wiatru dość chłodny). Pod wieczór niestety zachmurzenie powróciło i tak niecierpliwie wyczekiwany księżyc pojawiał się na krótko pomiędzy gnanymi wiatrem chmurami. Plany wykonania wspaniałych zdjęć Księżyca legły w gruzach.
Nieodparta chęć wykonania portretu naszego naturalnego satelity skłoniła mnie do sięgnięcia po inny obiektyw, podniesieniu czułości ISO i próby upolowania Księżyca kiedy “Pan Glaca” wychylał się pomiędzy chmurami, lekko zamglony i wołał “A KU KU”, co w efekcie zaowocowało kilkoma zdjęciami o przeciętnej jakości… I po raz kolejny uświadomiłem sobie, jak marne są nasze najwspanialsze plany wobec kaprysów natury.
Nie znam osobiście osób, które nie lubiłyby oglądać fotografii lub filmów ze zwierzętami. Najciekawsze to tzw. “wildlife” czyli zwierzęta podpatrywane w swoim naturalnym środowisku. Jednak po to by robić tego typu zdjęcia, niezbędny jest odpowiedni wysokiej klasy profesjonalny sprzęt, doświadczenie oraz wiedza zarówno fotograficzna jak i przyrodniczo-zoologiczna, no i oczywiście odpowiednie środki finansowe na przygotowanie i realizację wyprawy.
A zatem czy miłośnik fotografii przyrodniczej zdany jest na robienie zdjęć wyłącznie kwiatkom, motylkom, kaczkom czy łabędziom ? Nie. Możemy wykonać interesujące zdjęcia zwierząt w ogrodzie zoologicznym, gdzie zgromadzono różne zwierzęta, niejednokrotnie pochodzące z dostępnych tylko nielicznym egzotycznych zakątków świata. Do tego mamy komfortową sytuację, bo zwierząt nie musimy najpierw wytropić, bezszelestnie podkradać się możliwie jak najbliżej, gdy jeden nieostrożny ruch, nadepnięcie na suchy patyk może zniweczyć nasze starania, bo wypatrzone modele czmychną z zasięgu naszego wzroku. W ogrodzie zoologicznym zwierzęta nigdzie nie uciekają, są przyzwyczajone do bliskiej obecności człowieka. Fakt, że fotografowanie w takich warunkach jest pozbawione ogromu emocji, ale nie oznacza to, że zdjęcia będą gorsze od tych zrobionych w środowisku naturalnym.
Co nam będzie potrzebne…?
– lustrzanka z teleobiektywem lub aparat kompaktowy oferujący kilkunastokrotny zoom optyczny
– może przydatny być statyw lub monopod (jednonożny statyw) dostosowany do posiadanego aparatu, co zapewni nam stabilizację gwarantującą nieporuszone zdjęcia przy fotografowaniu obiektywami długoogniskowymi
– zapasowe akumulatorki lub baterie oraz karty pamięci
– plecak, a w nim coś do picia i przekąszenia ( wprawdzie na terenie każdego ZOO jest masa punktów gastronomicznych, ale chyba szkoda czasu na stanie w kolejkach )
– nie musimy zabierać ze sobą ubrań oraz siatek i namiotów maskujących, gumiaków itp.
Kiedy wybrać się na zdjęcia ?
Proponowałbym zaplanować całodzienną wyprawę. Każdy ogród zoologiczny żyje własnym rytmem. Zwierzęta wypuszczane są na wybiegi o różnych porach dnia, karmienie zwierząt w zależności od gatunku odbywa się również w różnych godzinach. Każdy domownik ZOO ma swoje pory aktywności i odpoczynku. Radziłbym unikać okresów wakacyjnych lub weekendów, gdyż w tym czasie jest najwięcej zwiedzających, a rozkrzyczane wycieczki nie dość, że denerwują zwierzęta również skutecznie uniemożliwiają fotografowanie. Najlepsza pora na fotografowanie to okresy przed lub po sezonie.
Jak fotografować… ?
Za nim zabierzemy się za fotografowanie warto zatrzymać się przy danym wybiegu i poobserwować jak zachowują się zwierzęta. Czasami do danego wybiegu warto przyjść ponownie o innej porze dnia, kiedy zwierzęta będą wykazywały większą aktywność lub kiedy będą wypoczywały. Pośpiech jest tu najmniej wskazany. Nie musimy też fotografować wszystkich mieszkańców ZOO, zamiast zrobić wiele nieciekawych zdjęć lepiej pozostawić sobie coś do fotografowania na następny raz.
Mimo, że wszystkie wybiegi są poogradzane postarajmy się poszukać takiego punktu obserwacji i tak komponować zdjęcie, by ogrodzenie było możliwie najmniej widoczne. Unikajmy robienia zdjęć zwierząt za kratami, gdyż przy oglądaniu ich wywołują przygnębiające wrażenie. W przypadku konieczności fotografowania przez siatkę ogrodzenia tak operujmy doborem przesłony i czasu naświetlania, by siatka znalazła się poza głębią ostrości. Jeżeli np. fotografujemy ptaki w wolierach przybliżmy obiektyw możliwie blisko siatki, obraz jej rozmyje się w nieostrości powodując nieznaczne przyciemnienie i zmiękczenie zdjęcia. W przypadku takim należy zrezygnować z funkcji AF i ostrzyć obraz manualnie oraz używać dużego otworu przesłony.
Jeżeli robimy zdjęcia obiektywami o długich ogniskowych stosujmy krótkie czasy naświetlania ( stara zasada mówi, że czas naświetlania dla teleobiektywu wynosi 1/F, gdzie F oznacza długość ogniskowej zastosowanego obiektywu ) lub zastosujmy statyw fotograficzny, ewentualnie gdy nie możemy użyć statywu oprzyjmy aparat o coś stabilnego. Nie wahajmy się używać wyższych czułości ISO, gdyż w wielu przypadkach powstałe szumy możemy usunąć w większości programów graficznych.
Przy fotografowaniu zwierząt (o ile to możliwe) ustawiamy ostrość na ich oczy.
W czasie fotografowania nie zapominajmy nigdy o przestrzeganiu zasad bezpieczeństwa: nigdy nie przechodźmy poza bariery odgradzające nas od zwierząt, mimo że wydaje się nam to idealne miejsce do wykonania unikalnych zdjęć. Mimo że zwierzęta tolerują swoich opiekunów nie oznacza wcale, że są oswojone i niegroźne. Sam fakt, że są uwięzione (mimo możliwie najlepszych warunków) wywołuje u nich stres i są nieobliczalne. Szczególnie w okresach, gdy w warunkach niewoli udało się im dochować potomstwa. Wielka atrakcja – niewinnie baraszkujące młode, są zawsze pod czujną opieką rodziców, gotowych bronić ich nawet kosztem własnego życia. Pamiętajmy, że odwiedzając ZOO jesteśmy tam gośćmi i stosujmy się do obowiązujących zasad określonych przez gospodarzy.
Zachęcam wszystkich do odwiedzenia ZOO oraz fotografowania jego mieszkańców i nawet gdyby nie udało się Wam zrobić wielu zachwycających ujęć, to na pewno czas ten nie będzie stracony, a dostarczy Wam wielu wspaniałych wrażeń.
Filtr polaryzacyjny to płytka lub folia wykonana z przezroczystego materiału posiadającego zdolność polaryzacji światła. Filtr polaryzacyjny zbudowany jest tak, że po zamontowaniu naobiektywie możliwe jest jego swobodne obracanie.
Filtr ten przepuszcza jedynie światło o polaryzacji liniowej w wybranym kierunku. Efekt dla fotografii jest taki, że pochłania on światło rozproszone w atmosferze w przypadku fotografowania nieba. Błękit nieba staje się ciemniejszy, a chmury pozostają białe. Pozwala on również na zwiększenie nasycenia barw powierzchni matowych np. zieleni roślin, bądź kolorów tkanin w słoneczny dzień. Filtr najmocniej działa, gdy obiektyw skierowany jest pod kątem 90° do kierunku padania światła. Główną wadą polaryzatora jest to, że zabiera on część światła zwykle około 1–1,5 EV, czyli wymaga od 1 do 1,5 mniejszej wartości przysłony lub dłuższego czasu naświetlania. Filtr polaryzacyjny umożliwia też wyeliminowanie odbić od szyby lub powierzchni wody czyniąc ją bardziej przezroczystą, transparentną, nie likwiduje jednak odblasków z wypolerowanych powierzchni metalowych.
Oprócz likwidowania niepożądanych odblasków filtr polaryzacyjny umożliwia korygowanie nadmiernych kontrastów, co pozwala na uwidocznienie większej ilości szczegółów w cieniach, bez używania innych sposobów doświetlania cieni np. przez stosowanie błysku dopełniającego lub niewygodnych w użyciu blend. W fotografii analogowej możliwe było korygowanie nadmiernych kontrastów częściowo poprzez odpowiednie wywoływanie filmu lub w procesie pozytywowym poprzez stosowanie różnego rodzaju masek i doświetlania cieni. W fotografii cyfrowej istnieje możliwość korekcji w programach graficznych lecz tylko w bardzo ograniczonym zakresie.
Jest duża różnorodność filtrów cyfrowych oferowanych przez edytory graficzne, ale żaden najbardziej zaawansowany program nie jest w stanie imitować działania filtru polaryzacyjnego. Dlatego też uważam, że filtr polaryzacyjny jest jednym z najważniejszych filtrów optycznych, dających nieocenione usługi i to nie tylko w fotografii krajobrazowej.
Dla zainteresowanych zakupem filtru polaryzacyjnego pragnę uzupełnić informację, że rozróżniamy dwa rodzaje filtrów:
liniowy – najprostszy filtr polaryzacyjny (oznaczany PL). Efekt działania ma taki sam jak polaryzator kołowy, jednak może zakłócać działanie elementów światłoczułych bądź automatykę ostrości – Auto Focus (AF) w nowoczesnych aparatach, ponieważ tylko 25% światła wpadającego przez soczewkę jest transponowane na element mierzący ostrość (AF). Są tańsze od filtrów kołowych.
kołowy – bardziej zaawansowany rodzaj polaryzatora (oznaczany PLC). Można go stosować z każdym rodzajem aparatu. Daje niewiele słabsze efekty w porównaniu do filtru liniowego.
Filtr polaryzacyjny jak i każdy dodatkowy element optyczny zakładany na obiektyw, może być źródłem dodatkowych niepożądanych odblasków zakłócających korekcję obiektywu. Dlatego warto wybierać produkty renomowanych firm, wykonujących filtry z odpowiedniej jakości szkła optycznego lub kryształu i wielowarstwowymi pokryciami antyrefleksyjnymi. I choć cena dobrych filtrów polaryzacyjnych w zależności od ich rozmiaru, sięgać może nawet połowy wartości posiadanego obiektywu, aby cieszyć się z dobrodziejstw stosowania filtru, nie warto w tym przypadku oszczędzać i poszukiwać tanich odpowiedników, które po kilkukrotnym użyciu skończą swój żywot w czeluściach szuflady z nikomu niepotrzebnymi rzeczami.
W dobie współczesnych skomputeryzowanych aparatów, które co to nie robią, nikt nie posługuje się dziwacznymi tabelami naświetlań, szarą kartą , czy w opinii wielu osób archaicznymi urządzeniami takimi jak osobny światłomierz. Bo i niby po co??? Wystarczy wybrać tryb AUTO lub Program i pstryk. Nie obrażając nikogo, niektórzy są gotowi nawet wyłączyć samodzielne myślenie.
Czasami przychodzi rozczarowanie, bo nagle coś nie wyszło… Z reguły są to zdjęcia, na których nam akurat bardzo zależało. Okazuje się, że wspaniała automatyka zawiodła, nie dlatego, że jest zła, ale w niektórych warunkach przekracza to jej możliwości. Dlatego warto sięgnąć do ustawień ręcznych i zastosować stare reguły pochodzące jeszcze z czasów fotografii analogowej, gdy aparaty nie posiadały wyrafinowanej automatyki, a o jakości wykonanych fotografii decydowały umiejętności i doświadczenie fotografa. I tu pojawia się drobne „ale”. Jeżeli mamy coś samodzielnie ustawiać warto wiedzieć od czego zacząć, więc może stare tabele czasami się do czegoś przydają. Poniżej podaję kilka podstawowych zasad, może się komuś spodobają…
Najdłuższe dopuszczalne czasy naświetlania dla ruchomych przedmiotów.
*- przy ruchu wyłącznie w kierunku do lub od obiektywu każdy ruch wydaje się wolniejszy
– przy ruchu w poprzek pola widzenia obiektywu ten sam ruch wydaje się co najmniej dwukrotnie szybszy
Motywy nietypowe, których jasności nie można zmierzyć światłomierzem.
MOTYW
ISO 200
Wielkomiejskie ulice w nocy, jasne światła neonów
Przesłona 1:2 Czas 1/30 [s]
Pokaz ogni sztucznych ( migawka nastawiona na „B”, odczekać wybuchy kilku rakiet)
Przesłona 1:16
Ognisko, płonący dom
Przesłona 1:5,6 Czas 1/30 [s]
Ślad drogi gwiazd w bezksiężycową noc, bez mgły, przy bardzo ciemnym niebie
Przesłona 1:11 Czas 3 [godz.]
Najdłuższe czasy naświetlania w odniesieniu do ogniskowej obiektywu przy robieniu zdjęć bez statywu (z ręki)*
Stara zasada wykonywania zdjęć bez statywu (z tzw. ręki) mówi, że aby zdjęcia były nieporuszone na skutek drgań aparatu, najdłuższy czas naświetlania powinien wynosić ok. odwrotność połowy ogniskowej zastosowanego obiektywu czyli
Ogniskowa obiektywu [mm]
Maksymalny czas naświetlania [s]
20
50
100
200
400
1/15
1/30
1/60
1/125
1/250
*- zasada jest w pełni aktualna dla aparatów bez lub z wyłączoną stabilizacją obrazu
– pod uwagę należy brać rzeczywistą ogniskową obiektywu, a nie jej ekwiwalent dla filmu 35mm
– niezależnie od tej zasady należy uwzględnić dobór czasu migawki z uwagi na ruch fotografowanych obiektów
Długie jesienne i zimowe wieczory, gdy za oknem hula zimny wiatr, a z nieba spadają krople deszczu lub deszczu ze śniegiem, są znakomitą okazją do sięgnięcia po książki, kupione jeszcze, gdy dni były ciepłe i długie, a które po przekartkowaniu trafiły na półkę naszej biblioteki, gdzie oczekiwały na odpowiedniejszy czas.
Właśnie mam przed sobą książkę o gotyckich kościołach. Ilustrowana jest licznymi zdjęciami, prezentującymi gotyckie kościoły fotografowane w różnych miejscach w Europie. Fotografie pokazują wspaniałe architektoniczne bryły gotyckich budowli w ujęciach z zewnątrz, jak i wnętrza kościołów. W przypadku zdjęć robionych na zewnątrz, zachwyca bogactwo oraz wierność oddania szczegółów architektonicznych. Gdy przeglądałem zdjęcia wykonane we wnętrzach, zaskoczony byłem tym co zobaczyłem. Wspaniale oświetlone wnętrza ukazują bogactwo, misternie wykonanych ornamentów, wspaniałych, barwnych obrazów i ołtarzy ulokowanych w nawach. W czasie swoich wędrówek i zwiedzania nigdy czegoś takiego nie widziałem. Nawet w piękny słoneczny dzień wnętrza gotyckich kościołów zawsze kojarzą mi się ze skąpym oświetleniem, ze światłem wpadającym przez wysoko usytuowane, strzeliste i wąskie okna, przefiltrowanym przez kolorowe szkła witraży. Wszystko co jest w środku zatopione jest w półmroku, owiane tajemniczością i otulone ciszą. Wizerunki świętych widoczne jedynie z konturów wyglądają z mroku, w którym giną wszelkie szczegóły. Wszystko to daje poczucie oderwania od otaczającej nas rzeczywistości, sprzyja zadumie i medytacji. Taki obraz gotyckich świątyń utrwalił się w mojej pamięci.
Wielokrotnie próbowałem zrobić w takich wnętrzach zdjęcia, jednak nie uzyskiwałem godnych pochwalenia się rezultatów. Wymagana była długa ekspozycja, statyw, a jeszcze lepiej lampa błyskowa. Z zewnętrzną lampą obraz zapisany na karcie byłby zapewne czytelny i kolorowy, podobny do tych, które zobaczyłem w albumie o gotyckich kościołach.
Gdybym dysponował sprzętem oświetleniowym o podobnej konfiguracji jak zawodowy fotograf robiący zdjęcia do oglądanego przeze mnie albumu oraz miał stosowne przyzwolenie na wykonywanie zdjęć we wnętrzach kościoła, zapewne zdecydowałbym się na wykonanie takich fotografii i cieszyłbym się uchwyconymi szczegółami. Ale czy na pewno byłby to obraz tego co widziałem… Czy byłby to ten sam kościół ???
Jesień. Po pięknej złotej jesieni nastały słotne listopadowe dni. Wiatr strącił z drzew kolorowe liście, deszcz pada z małymi przerwami, dni stały się krótkie i ponure. W komputerze przeglądamy zrobione wcześniej zdjęcia – o tutaj piękny słoneczny wiosenny dzień i bielejące w słońcu kwiaty drzew owocowych, a tu wakacje, błękitne niebo, plaża, na morzu żaglówki, dalej zdjęcia z grzybobrania i jak wtedy w lesie było bajecznie kolorowo… A teraz, aż żal ściska serce… Aparat schowany w szafie, byle jaka pogoda, szaro, ponuro i co tu fotografować.
Kiedyś pan Andrzej A. Mroczek w swojej książce “O fotografowaniu” wylansował wspaniałe określenie – fotografia wyżowa. Autor dopatrzył się pewnej zależności pomiędzy pogodą a fotografią. Jak sami możemy zaobserwować, w czasie niżu i deszczowej pogody nie spotyka się ludzi z aparatami, natomiast jeśli tylko przychodzi wyż atmosferyczny co krok spotykamy kogoś z aparatem. Czy zależność wysokiego ciśnienia atmosferycznego i chęci pstrykania zdjęć dotyczy tylko fotografów amatorów, którzy idąc na spacer zabierają aparat, bo może się coś ustrzeli. Nie, ta przypadłość dotyka również fotografów zawodowych. Przejrzyjmy albumy fotograficzne o Polsce. Jaki obraz nam się przedstawia – Polska najprawdopodobniej jest krajem południowym, słońce zawsze świeci, zawsze jest w zenicie i na niebie nie ma chmur, a jeżeli już się gdzieś pojawią, to są bielusieńkie jak wata cukrowa i płyną leniwie po niebieskim niebie. I tu nasuwa się kolejna ciekawostka – każdy podręcznik do fotografii dla początkujących podkreśla, że najgorszą porą do robienia zdjęć w plenerze są godziny południowe, gdyż słońce jest bardzo ostre i pada z góry, co powoduje, że oczy osób fotografowanych giną w głębokich cieniach oczodołów, kolory są wypalone itp. itd. No, ale to zawodowców nie dotyczy.
Jak każdy pewnie zaobserwował, najbardziej się podobają zdjęcia pejzaży z chmurami. Ciemne, groźne chmury deszczowe wspaniale podnoszą dramaturgię zdjęcia. Jasne chmury na niebie cudownie rozpraszają światło słoneczne, w efekcie czego mamy wspaniałe miękkie oświetlenie. A zatem w pochmurne dni mamy świetne warunki do fotografii. Deszczowe jesienne dni też mogą przynieść ciekawe zdjęcia. Największym problemem jest zmobilizowanie siebie do wyjścia z domu. Na pewno konieczne jest odpowiednie ubranie – nieprzemakalna kurtka lub płaszcz, ciepłe skarpety i gumiaki na nogach. Warto zabrać ze sobą parasol, bo nie zawsze można skryć się pod jakimś zadaszeniem, by zrobić zdjęcie. Sam aparat można w prosty sposób zabezpieczyć przed kroplami deszczu używając cienkiej foli spożywczej, a na obiektyw założyć osłonę przeciwsłoneczną, by krople nie padały na przednią soczewkę. Oczywiście aparatu nie można wystawiać na ciągły kontakt z deszczem, ale chwilowe wyjęcie go z torby lub z pod kurtki na pewno mu nie zaszkodzi. Są już coraz powszechniejsze amatorskie aparaty zabezpieczone przed kurzem i zachlapaniem wodą, a nawet takie którymi można bez specjalnych obudów robić zdjęcia pod wodą, ale każdy nieuszczelniony aparat można w prosty sposób zabezpieczyć używając materiałów dostępnych w każdym gospodarstwie domowym.
Skoro już zmobilizowani wyszliśmy z domu rozglądajmy się uważnie za motywami fotograficznymi. Zatrzymajmy się w jakiejś bramie i poobserwujmy. Ludzie skryci pod parasolami w pośpiechu przemykają ulicami, niejednokrotnie stanowią ciekawy i nietypowy motyw zdjęcia. Samochody rozpryskując kołami kałuże przemieszczają się w istnej chmurze wodnego aerozolu unoszącego się nad podświetlonym reflektorami asfaltem. Kałuże, jak krzywe zwierciadła pokazują fragmenty otaczającego świata w przedziwnej odwróconej perspektywie. Na gałązkach krzewów niczym naszyjniki z pereł zatrzymały się ciężkie krople deszczu. W parkach zasypane mokrymi liśćmi, opustoszałe alejki wyglądają niczym pokryte ceramiczną mozaiką. Nagle spostrzegamy, że ten deszczowy, ponury świat nabiera barw, przybiera nowe formy, a czasami jest pełen komicznych sytuacji.
Po takim deszczowym spacerze możemy zasiąść przed monitorem komputera i popijając gorącą herbatę oraz sącząc pachnącą latem nalewkę poprzeglądać zrobione zdjęcia i sądzę, że następne wyjście na deszczową sesję zdjęciową nie będzie już wymagało takiej trudnej mobilizacji.
Fotografia cyfrowa wytyczyła nowe standardy jakości obrazu. Czasami fotografie aż „kłują” w oczy swoją ostrością. Współczesne aparaty, szczególnie te kompaktowe z małą matrycą i krótkoogniskowymi obiektywami, mają bardzo precyzyjne systemy AF oraz dużą głębię ostrości, co praktycznie przy odrobinie staranności ze strony fotografującego uniemożliwia wykonanie nieostrego zdjęcia. W wielu przypadkach ta nadmierna głębia ostrości staje się wadą i to nie tylko w zdjęciach portretowych, gdzie ostrość nastawionajest na osobę portretowaną, a cała reszta stanowiąca tło powinna być rozmyta.
Inaczej jest w fotografii krajobrazowej, oczekujemy dużej wierności oddania szczegółów, choć często ten nadmiar detali przeszkadza w odbiorze zdjęcia, pozbawia pejzaż malarskości. Dla impresjonistów nieistotne były szczegóły, zlewające się barwne plamy tworzyły bajkowe pejzaże, zachwycające scenerie ujmujące widza swoim niespotykanym nastrojem. Te obrazy zapisywały się głęboko w pamięci widzów, którzy potem inaczej spoglądali na otaczający ich świat i wnaturze poszukiwali ich odpowiedników.
W fotografii reporterskiej, migawkowej nie przywiązujemy tak wagi do ostrości szczegółów. Istotna jest dynamika i dokumentalny zapis przedstawianych scen. Niejednokrotnie podświadomie usprawiedliwiamy wynikające z niestaranności, a wręcz niechlujności fotografującego kiepskie jakościowo zdjęcia.
Zupełnie innymi prawami rządzi się makrofotografia. Tu fotografujący dysponując tzw. „papierową głębią ostrości” i prowadzi walkę o każdy dodatkowy milimetr głębi ostrości. Pokazując jedynie najistotniejszy ostry fragment, naszej wyobraźni pozostawia odgadnięcie co kryje się dalej w coraz bardziej rozmywającym się obrazie.
Na współczesnym rynku wydawniczym, zarzucani jesteśmy wielką ilością czasopism o tematyce fotograficznej. Wszystkie ilustrowane są zdjęciami wykonywanymi sprzętem fotograficznym wysokiej jakości, przed przekazaniem do druku obrobionymi w programach graficznych, dających możliwości poprawienia jakości obrazu do poziomu nieosiągalnego przez sam sprzęt. Wszystko po to, by pokazać do jakiej perfekcji doszli producenci cyfrowego sprzętu fotograficznego i wywołać u czytelnika przekonanie, że posiadany przez niego sprzęt jest archaiczny, już do niczego się nie nadaje i że nadszedł czas kupić coś z nowości. Oglądając takie zdjęcia zachwycamy się osiągniętymi efektami i czytamy o nowych osiągnięciach technicznych, ale jednocześnie ulegamy pewnej manipulacji, kształtuje się w nas pewien wzorzec idealnego zdjęcia. Po pewnym czasie dla wielu osób w zdjęciach nieistotna staje się treść, nastrój czy artyzm, a widzą techniczne niedociągnięcia i słabości.
Przed swoimi oczami mam zdjęcie oglądane na jednym z portali fotograficznych. Fotografia przedstawia portret młodej dziewczyny stojącej przy uchylonych starych, niepomalowanych drzwiach. Jej rozpromieniona, pełna radości życia twarz, o jasnej, aksamitnie gładkiej cerze, kontrastuje z głębokimi, wyraźnymi słojami starego drewna drzwi. Dziewczyna ma długie włosy, trochę w nieładzie układające się w naturalne pasma, kontrastujące z regularnie wmurowanymi cegłami nieotynkowanej ściany, w której osadzone są drzwi. Przyjemne, miękkie światło oświetla całą scenę. Piękny, ujmujący, pełen nastoju, miły dla oka portret, w naturalnych, lekko stonowanych barwach. Pod fotografią zamieszczone są komentarze. Większość z nich wyraża zachwyt, nie tylko nad urodą modelki, ale nad samym ujęciem, niby spontaniczną, ale przemyślaną kompozycją. Ale jest też dużo komentarzy określmy to czysto technicznych, a zarazem mało merytorycznych typu: szkoda, że ostrość poszła tu czy tam lub bardziej ogólne – poszło po jakości itp. Krytyczne uwagi robią najczęściej ludzie młodzi, od niedawna poznający tajniki fotografii, znający tylko cyfrowe techniki fotograficzne. Podejrzewam, że wielu z nich nie słyszało nawet o czymś takim jak obiektyw miękko rysujący, specjalnych nasadkach zmiękczających obraz, rodzajach oświetlenia, nie mówiąc już o zasadach kompozycji obrazu czy walorach artystycznych fotografii. Ulegli oni magii ostrości. Czego nie może aparat fotograficzny, to potrafi Photoshop. Ale nie dajmy się zwariować, nie wszystko musi być ostre jak brzytwa. To, że oddano do naszych rąk urządzenia czy programy graficzne umożliwiające osiągnięcie niespotykanej dotychczas jakości technicznej zdjęć, nie oznacza, że zawsze musimy z tego korzystać i że zawsze jest to konieczne. Ostrą brzytwą można się wspaniale ogolić, ale nieumiejętnie używając mocno okaleczyć.
Do wykonania zdjęcia przeważnie potrzeba ułamka sekundy – skierowujemy obiektyw aparatu na interesujący nas obiekt, naciskamy spust migawki, aparat robi pstryk i zdjęcie gotowe. Na obrazie uwieczniony został motyw główny, wyraźny i ostry, za nim tło, delikatnie rozmyte, aby nie dominowało właściwego tematu zdjęcia, wszystko to w przyjemnych dla oka, niezbyt agresywnych barwach. Każdy oglądający z uznaniem potakuje głową i zachwyca się pięknem tej fotografii.
Ale czego nie widać na fotografii ? Nie widać tego, ile fotografujący przygotowywał się do wykonania takiego zdjęcia. Przed sobą mamy jedynie końcowy efekt wykonanej pracy. Na uzyskanie takiego, a nie innego obrazu złożyło się wiele czynników. Początkiem jest zazwyczaj pomysł na zrobienie jakiegoś typu zdjęcia. Jeżeli będzie to np. fotografia krajobrazowa, to w naszej głowie powstaje plan co, gdzie i kiedy chcemy sfotografować. Potem szykujemy niezbędny sprzęt (aparat, obiektywy, statyw itp. ), przygotowujemy się do podróży do upatrzonego miejsca i wyruszamy na tyle wcześnie, by dotrzeć tam o określonej porze dnia. Będąc już na miejscu może okazać się, że zastany widok nie do końca odpowiada naszym wcześniejszym wyobrażeniom. Owszem zrobiliśmy całą serię zdjęć, ale nie spełniły one naszych oczekiwań. W naszej wizji czegoś nie uwzględniliśmy, może przybyliśmy na miejsce o niewłaściwej porze dnia, może… Tych “może” może być wiele, każde z nich trzeba rozważyć. Jeżeli zdjęcia zaplanowaliśmy niedaleko od miejsca zamieszkania, to pół biedy, możemy powrócić tu za jakiś czas, ale gdy od domu jesteśmy daleko, musimy zadowolić się tym co zastaliśmy i wykorzystać do maksimum nasze możliwości, choć efekty będą gorsze od oczekiwanych.
Żeby zrobić to zdjęcie powracałem w to miejsce kilkakrotnie w odstępach tygodniowych. Czekałem aż liście brzóz nabiorą pomarańczowo-złotego koloru. Za każdym razem ubierałem wysokie gumiaki, aby dojść z tej strony na skraj wody. Opłacało się czekać, choć istniało ryzyko, że pierwszy nocny przymrozek zrzuci liście na ziemię i do sfotografowania pozostaną jedynie świerki i nagie białe brzozy. Na kolejną polską złotą jesień będzie trzeba poczekać tylko rok.
Fotografowanie wymaga dużo cierpliwości. Lubiane przez wszystkich zdjęcia przyrodnicze tzw. “wildlife” wymagają od fotografującego dużo poświęcenia, bardzo dużo cierpliwości i dużo szczęścia. Jeżeli planujemy fotografowanie dziko żyjących zwierząt, musimy najpierw o nich poczytać, zdobyć trochę wiedzy o ich zwyczajach, ulubionych miejscach w których przebywają, jeżeli to możliwe najlepiej od ludzi, którzy na co dzień z nimi stykają się np. leśników. Wiedza taka niezbędna jest też dla naszego bezpieczeństwa, gdyż zwierzęta czując zagrożenie mogą nas zaatakować, choć zazwyczaj schodzą nam z drogi. Fotografia przyrodnicza wymaga też odpowiedniego sprzętu do fotografowania (teleobiektywy, statywy), jak i wyposażenia ochronnego i maskującego.
Z własnych skromnych doświadczeń, mogę powiedzieć, że podchodzenie zwierzyny jest bardziej pasjonujące niż samo fotografowanie jej, chociaż głównie chodzi tu o zrobienie zdjęć.
Do wypatrzonej na polanie sarny podchodziłem od tyłu. Nie mając przy sobie teleobiektywu o odpowiednio długiej ogniskowej musiałem zakraść się stosunkowo blisko, aby na zdjęciu nie była tylko rudawą plamką na zielonym tle. Gdy już byłem wystarczająco blisko, długo czekałem, aż skieruje głowę w moją stronę, żebym na fotografii nie miał tylko ujęcia jaj zadu. Obawiałem się bardzo, że naciśnięcie spustu migawki i charakterystyczny odgłos podnoszonego lustra spowoduje to, że kilkoma susami czmychnie, by ukryć się w głębi lasu. Szczęśliwie wietrzna pogoda była moim sprzymierzeńcem i wiatr zagłuszył zarówno odgłos wydawany przez aparat, jak i rozwiał mój zapach, dzięki czemu z niedużej odległości mogłem być świadkiem tak uroczej sceny.
Tym razem nie byłem już taki sprytny… Kiedy czaiłem się za drzewami, aby przygotować aparat do zdjęć zauważonej sarny, okazało się, że to ja byłem bacznie obserwowany i to zapewne od dłuższego czasu. Wystarczyło, że wychyliłem się trochę zza drzewa, koziołek leżący w trawie, którego miałem zamiar uwiecznić na fotografii, wydał odgłos podobny do głośniejszego chrząknięcia i z trawy podniosła się sarna, za którą podążała młodziutka sarenka. Szybko oddaliły się w stronę koziołka. Nie muszę chyba dodawać, że o ich istnieniu nie miałem zielonego pojęcia. Zdążyłem jedynie pstryknąć dwa zdjęcia i już cała trójka zniknęła z zasięgu mojego wzroku.
Innym razem, trochę zrezygnowany po wielogodzinnej wędrówce po lesie, w czasie której nie natrafiłem na żadne dziko żyjące zwierzęta, doszedłem na skraj lasu i nagle ujrzałem Króla Lasu beztrosko odpoczywającego na trawie. Drżącymi z emocji dłońmi wziąłem aparat i… (oby tylko czegoś nie sknocić …) Udało się !!!
Emocji jakie towarzyszyły przy robieniu tego portretu nie widać na zdjęciu i trudno je wyrazić słowami. Jeleń wygrzewał się w słońcu, trwając prawie w bezruchu.
Przy robieniu wielu fotografii towarzyszą wielkie emocje. Na wiele ujęć trzeba cierpliwie czekać, czasami wiele godzin. Jeżeli wszystko się powiedzie, to mamy w swoich zbiorach zachwycające prace i obsypywani jesteśmy przez wszystkich oglądających pochwałami. Są to chwile wspaniałe dla autora zdjęć. Ale bywa i tak, że mimo wcześniejszych starannych przygotowań oraz włożonej pracy nie uzyskujemy oczekiwanych efektów. Z mojego balkonu, na przeciwległym wzgórzu widać kościół z dwoma szpiczastymi wieżami. Pewnego wieczoru była pełnia księżyca. Wymyśliłem sobie, że zrobię zdjęcie w momencie, kiedy księżyc przesunie się tak, że będzie ustawiony idealnie pomiędzy dwoma wieżami. Poczyniłem odpowiednie przygotowania, ustawiłem statyw na balkonie, przygotowałem aparat oraz obiektyw, wstępnie wykadrowałem ujęcie i pozostało tylko czekać. Około godziny 3:00 księżyc zbliżał się do wież. Ale z drugiej strony na wcześniej bezchmurnym niebie pojawiły się chmury. Zaczęła się wojna nerwów, co będzie szybciej przy wieżach. Chmury czy księżyc. Ten wyścig wygrały chmury, a ja z podkrążonymi oczami wyszedłem o 6:30 do pracy.
Ale pocieszam się, że pełnia jeszcze nie raz będzie, a ja się nie przeprowadzam, więc wszystko jeszcze się może zdarzyć.