Wszystkie zwierzęta dziko żyjące w lesie, na widok człowieka z reguły oddalają się. Dziki będące w stadzie ignorują człowieka, ale dla bezpieczeństwa należy zachować odpowiedni dystans i zachowywać się spokojnie, aby nie poczuły się zagrożone. Najniebezpieczniejsze są lochy z warchlakami. Nie należy do nich blisko podchodzić. Czasami nie zauważymy lochy leżącej i karmiącej młode, choć z reguły w jej pobliżu przebywa też samiec. Należy się niezwłocznie oddalić, ale bez paniki i gwałtownych ruchów.
Kiedyś wybrałem się z żoną i synem na spacer do pobliskiego nadmorskiego lasu. Już wchodząc do lasu na ścieżce natrafiliśmy na ogromnego odyńca, który z drugim kompanem przeorywał ściółkę. Obeszliśmy ich dookoła (dużym kołem ) i poszliśmy dalej. Zatrzymaliśmy się jakieś pięćset metrów dalej na pagórku, u stóp którego zobaczyliśmy lochę z małymi warchlakami. Chwilę je obserwowaliśmy, aż tu nagle, za plecami słyszymy dziwne szelesty. Obracamy się, a w naszą stronę wędrują trzy dziczki (takie roczniaki). Zachowując “spokój” zaczęliśmy oddalać się, a one jak gdyby nic, pokwikując wesoło podążały za nami maszerując przy naszych nogach niczym psy na spacerze. Choć byliśmy całą trójką wystraszeni staraliśmy się poruszać swobodnie, bez gwałtownych ruchów. Dramaturgię sytuacji spotęgowało to, że na leśnej drodze i jej poboczu po drugiej stronie górki na której byliśmy w przymusowym towarzystwie młodych dziczków żerowało stado kilkunastu dorosłych dzików, między którymi uwijała się całe gromadka młodzieży. Na domiar złego na drodze poniżej pojawiła się dwójka rowerzystów, którzy widząc watahę dzików zatrzymali się i pokrzykując próbowali wystraszyć stado. Zrobiło się zamieszanie. Starsze dziki (zbytnio nie wystraszone ) zaczęły wydawać groźnie brzmiące pokwikiwania, na co towarzyszące nam dziczki pospiesznie zbiegły z górki dołączając do stada, a my szybszym krokiem powędrowaliśmy grzbietem wzgórza w kierunku skraju lasu. Nie miałem wtedy przy sobie aparatu fotograficznego, ale gdybym nawet miał, to i tak bym chyba zdjęć nie zrobił, bo jakoś o fotografowaniu wtedy nie myślałem.
W niespełna miesiąc po opisanej powyżej przygodzie, służby leśne razem ze strażą miejską przeprowadziły akcję wyłapania i wywiezienia części dzików z podmiejskich lasów w głąb Borów Tucholskich. Dziki w poszukiwaniu pożywienia zaczęły przychodzić na przyleśne osiedla i bulwar nadmorski, a liczne skargi mieszkańców wymusiły działania na władzach miejskich.
Ku przestrodze: pamiętajmy zawsze o tym, że żadne dzikie zwierzę nie pozwala zbliżyć się człowiekowi. Jeżeli tak jest, to najprawdopodobniej jest chore ( może to być wścieklizna ). Jeżeli przypadkowo znajdziemy się w bliskim kontakcie z dzikim zwierzakiem, zachowujmy się spokojnie, by nie wzbudzać w nim poczucia zagrożenia, a tym samym wywołać agresji. Najniebezpieczniejszym dla człowieka zwierzakiem może być dziko wałęsający się po lesie pies i nigdy nie wiadomo, czy zbliża się do nas, bo szuka właściciela, czy szykuje się do ataku.

Myślę, że takim postępowaniem ludzie wyrządzją im krzywdę. Dziki przychodzą do ludzkich siedzib w poszukiwaniu łatwo dostępnego pożywienia, ginie naturalny lęk przed człowiekiem. Pożywienie znajdowane w pobliżu ludzkich osiedli, na śmietnikach często bywa przyczyną chorób, a nawet śmierci. Dziki dla człowieka początkowo są atrakcją, potem są uciążliwością, a następnie trzeba coś z tym zrobić i… w najlepszym wypadku jest to wywózka w głąb lasu, ale są też „prostrze” rozwiązania.
Zupełnie odrębną sprawą jest dokarmianie przez leśników dziko żyjącej zwierzyny w trudnych dle niej zimowych okresach.
PolubieniePolubienie
W Świnoujściu na plaży dziki same podchodzą do ludzi. Nauczyli je tego sami plażowicze karmiąc smakołykami.
PolubieniePolubienie
Tak Grażynko, zdecydowałem się na ten wpis po przeczytaniu Twojego poprzedniego komentarza :)
PolubieniePolubienie
dziki sa fajne – w rezerwacie w Białowieży
PolubieniePolubienie
Poczytałam sobie ten wpis jako odpowiedź na mój poprzedni komentarz. Czytając to poczułam lekki dreszczyk na ciele a co dopiero widząc je przed sobą. Byliście w trójkę, to jakoś łatwiej znosi się strach, ale gdybym była sama… lepiej nie myśleć! Ja miałam „przyjemność” widzieć stado dzików z daleka, ale wówczas były one zajęte wyorywaniem ziemniaków, więc ja im absolutnie nie przeszkadzałam. Samotnik dotarł zimą na podwórze do kopców z ziemniakami i nasze najbardziej srogie wyganianie go, niewiele dało… odszedł na kilka kroków, ale potem i tak się dobrał do tego, co mogło mu zapełnić żołądek. Daliśmy sobie spokój, bo dla nas dzieciaków to była frajda patrzeć jak niszczy pracę człowieka, objada się i nawet przyjaznym okiem spogląda na nas – gapiów! Wówczas to on był gościem na naszym podwórzu, sytuacja była nieco inna, ale w lesie? Brrr… wolę patrzeć na ptaki i sarenki biegnące gdzieś przed siebie!
… i rzeczywiście masz rację: maciora to słowo w j. potocznym, locha jest bardziej odpowiednim!
PolubieniePolubienie